Bezrobotny kanapowiec – to nowe hobby mojego męża po utracie pracy. Jego beztroskie lenistwo niedługo się skończy, bo ja wiem, jak ukrócić ten luksus.

Kiedy stracił pracę, myślałam, że to chwilowy kryzys. Ale gdy dni zamieniły się w tygodnie, a on zamiast szukać pracy, zaczął okupować kanapę z pilotem w ręku, coś we mnie pękło. Każdego ranka widziałam, jak wygodnie rozsiada się przed telewizorem, podczas gdy ja wstaję wcześniej, by pracować…

Nie mogłam już dłużej tego znieść. Czekałam na odpowiedni moment, by powiedzieć mu, że to lenistwo musi się skończyć. Ale kiedy w końcu postanowiłam działać, nie sądziłam, że cała sytuacja przybierze tak zaskakujący obrót…

Nowe hobby mojego męża – lenistwo

Kiedy Adam stracił pracę, początkowo myślałam, że to przejściowa sytuacja. Przez pierwsze dni starałam się go wspierać. Przecież każdy może mieć gorszy czas, a utrata pracy to duży cios dla mężczyzny. Gotowałam mu ulubione obiady, próbowałam podtrzymywać na duchu, a kiedy wracałam po pracy, widziałam go siedzącego przed komputerem, przeglądającego oferty zatrudnienia. Czasami wydawało mi się, że tak naprawdę nawet się nie przejmuje, a ja chyba bardziej stresowałam się za nas dwoje.

Ale po tygodniu… Adam przestał nawet udawać. Komputer leżał zamknięty, a on coraz częściej zasiadał na kanapie, całkowicie zrelaksowany.

Pilot zamiast CV

Z czasem jego codzienna rutyna stała się dla mnie nie do zniesienia. Każdego ranka wstawałam o 6:30, aby przygotować się do pracy, a on… leniwie przekręcał się z boku na bok, mówiąc: „Nie przejmuj się, kochanie, ja się wszystkim zajmę”. „Zajął się”, owszem, ale pilotem od telewizora! Dni zamieniły się w tygodnie, a ja czułam, jak moja cierpliwość dobiega końca. Codziennie wychodziłam z domu, aby zarobić na nasz dom, a Adam? Zamiast szukać pracy, siedział w domu, oglądając seriale i grając na konsoli.

Miałam dosyć. Raz próbowałam z nim o tym porozmawiać, ale skończyło się na kłótni. „Czemu tak się denerwujesz? Przecież to nie moja wina, że nie mogę znaleźć pracy!”, krzyczał. „Nie mogę? A może po prostu nie chcesz?” – to było moje ostatnie słowo, zanim trzask drzwi wypełnił ciszę w mieszkaniu. Wiedziałam, że trzeba coś zmienić.

Koniec luksusów

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej, aby go zaskoczyć. Na stole leżały chipsy, a Adam… tak, zgadliście, wygodnie rozłożony na kanapie, zanurzał rękę w paczce i nawet nie odwrócił się, kiedy usłyszał zamykające się drzwi. Czułam, jak gniew narasta we mnie jak fala. Dosyć tego! Podeszłam do niego i wyłączyłam telewizor.

– Musisz coś zrobić – powiedziałam twardo. – Nie możesz tak dalej żyć, Adam. Ja haruję na nasze rachunki, a ty… ty siedzisz tutaj jak król kanapy.

Adam spojrzał na mnie, jakbym powiedziała coś niewłaściwego. – Przestań dramatyzować – powiedział, próbując wstać. – Znajdę coś, po prostu to kwestia czasu.

– Czas? – zaczęłam się śmiać. – Czas minął, Adam! Czas, żebyś przestał się obijać. Znasz Karolinę z sąsiedztwa? Ona szuka kogoś do pomocy w sklepie. Nie ma już wymówek.

Szokująca odpowiedź

Adam wzruszył ramionami, ale widziałam, że coś w nim pęka. Kilka dni później wyszedł z domu i zaczął chodzić na rozmowy kwalifikacyjne. Myślałam, że mój plan zadziałał, aż pewnego wieczoru znalazłam na jego biurku list – otwarty i niepokojący. Firma, w której pracował przed zwolnieniem, była w trakcie bankructwa. Okazało się, że Adam zataił przed mną nie tylko fakt utraty pracy, ale także to, że od miesięcy nie dostawał pełnej pensji, a nasza sytuacja finansowa była gorsza, niż przypuszczałam.

Wtedy dotarło do mnie, że nie chodziło o lenistwo, ale o strach przed przyznaniem się do porażki. Moje podejście do niego było błędne. Zamiast rozmowy i wsparcia, dałam mu presję i ultimatum.

Jak postąpiłbyś w tej sytuacji?

Czytelniku, co sądzisz o mojej reakcji? Jak Ty byś postąpił na moim miejscu? Daj znać w komentarzach na Facebooku, czy uważasz, że powinnam była działać inaczej, czy moje działania były słuszne.

error: Content is protected !!