Mąż okłamywał mnie, że jest chory, żeby zrobić ze mnie służącą. Mdlałam ze zmęczenia, a ten szczur żył jak król
Gdy lekarz potwierdził, że choroba męża jest poważna, rzuciłam wszystko, aby zapewnić mu komfort i opiekę, jakiej potrzebował. Sprzątałam, gotowałam, w nocy pilnowałam, czy oddycha… Dbałam o niego, choć sama nie miałam chwili wytchnienia. Tymczasem on, całymi dniami leżąc na kanapie, coraz częściej domagał się, abym spełniała każdą jego zachciankę…
Z czasem zaczął układać sobie dzień jak król – to ja zajmowałam się dosłownie wszystkim, nawet gdy ledwo widziałam na oczy ze zmęczenia. Aż do dnia, kiedy przyłapałam go w kuchni na czymś, co odebrało mi mowę…
„Jestem chory, musisz mi pomóc”
Kiedy mój mąż przyszedł do domu z wynikami badań, byłam w szoku. Mówił, że lekarz zasugerował, że stan jego zdrowia wymaga szczególnej opieki, a leczenie może potrwać długo. Serce mi się ścisnęło – na samą myśl, że mogłabym go stracić, natychmiast postanowiłam, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by mu pomóc. On potrzebował odpoczynku i spokoju, a ja byłam gotowa stanąć na głowie, by zapewnić mu warunki do zdrowienia.
Rzuciłam pracę na pół etatu, by być przy nim. Wstawałam wcześniej, by przygotować mu śniadanie i zorganizować jego dzień tak, by miał wszystko pod ręką. Z czasem jednak moje zrozumienie zamieniało się w coraz większy stres i zmęczenie. Jego potrzeby zdawały się nie mieć końca – śniadanie musiało być ciepłe, herbata podana o określonej godzinie, a jego ubrania, codziennie świeżo wyprasowane. Z każdym dniem moje ciało zaczynało odmawiać posłuszeństwa, ale nie miałam serca przestać pomagać…
„Król w swoim zamku”
Wiedziałam, że muszę być silna, ale wkrótce moje zdrowie również zaczęło szwankować. Budziłam się w nocy przerażona, że mogłam zapomnieć o podaniu mu leku. Zwykły dzień stał się dla mnie męką – sprzątanie, gotowanie i spełnianie każdej jego prośby. Wkrótce zauważyłam jednak coś niepokojącego. Mąż wydawał się zaskakująco „żywy”, kiedy myślał, że go nie widzę. Po zakończonym posiłku lubił czasem popatrzeć w telewizor, by za chwilę ponownie zamknąć oczy, kiedy tylko podchodziłam. Wtedy myślałam, że po prostu łapie oddech – przecież był ciężko chory… prawda?
Jednak sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Nie tylko nie reagował na żadne sugestie dotyczące zdrowia, ale zaczął być coraz bardziej wymagający. Czasem, gdy słyszałam jego śmiech dochodzący z salonu, byłam przekonana, że wciąż udaje. Dziwny niepokój nie dawał mi spokoju.
„Król bez choroby?”
Pewnego dnia, kiedy wstałam o świcie, by przygotować mu śniadanie, coś we mnie pękło. Widziałam, jak mąż rozmawia przez telefon z kimś i dziwnie się śmiał, a gdy tylko się zorientował, że wchodzę do kuchni, przybrał wyraz twarzy pełen cierpienia. To było podejrzane. Zaczęłam go obserwować i dostrzegałam, jak „choruje” tylko w mojej obecności. Wtedy przypadkiem spotkałam jego przyjaciela z pracy. Zapytałam o jego zdrowie – licząc na wsparcie – ale odpowiedź kompletnie mnie zaskoczyła.
„No, Krzysiek zawsze lubił leniuchować, ale żeby choroba? Nic mi nie mówił!” – odpowiedział zdumiony kolega. Jego słowa mnie zmroziły. Wszystko stało się jasne. Nie czekałam ani chwili dłużej.
„Wszystko jest grą”
Po powrocie do domu postanowiłam go zdemaskować. Udawałam, że wyjeżdżam na dzień, ale tak naprawdę wróciłam wcześniej i ukryłam się w sypialni. To, co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. Mój „chory” mąż najpierw zadzwonił do znajomych, potem zamówił pizzę i otworzył piwo, śmiejąc się przed telewizorem.
Kiedy wyszłam z sypialni i stanęłam przed nim, nawet się nie przejął. Wyszedł z założenia, że jestem słaba i nie zrobię nic, by przerwać jego „chorobę”. Jak bardzo się mylił! Wyrzuciłam go natychmiast z mieszkania i zerwałam kontakt. Czułam ulgę, choć także ogromny smutek. Byłam zraniona, ale świadomość, że już nigdy nie dam się tak wykorzystać, była dla mnie jak nowy początek.