Rodzina kpi, że mój narzeczony to śmieciarz. Przecież żadna praca nie hańbi. Wolą byłego zięcia-alimenciarza

Choć miałam już serdecznie dość związku z człowiekiem, który nie płacił alimentów na własne dzieci, moja rodzina zdaje się o tym nie pamiętać. Teraz, gdy w moim życiu pojawił się ktoś nowy, uśmiechnięty, uczciwy i pracowity, słyszę tylko przytyki i drwiny. Mój narzeczony pracuje w firmie zajmującej się recyklingiem, a rodzina wyśmiewa go, jakby to była najgorsza praca na świecie…

Nikt nie rozumie, że po latach z kimś, kto nigdy nie przyniósł nawet kwiatka, chciałam kogoś, kto po prostu o mnie dba. Rodzina jednak porównuje mojego narzeczonego do „śmieciarza” i z sentymentem wspomina byłego, który zostawił mnie bez środków do życia…

Narzeczony, który przyniósł mi spokój

Mój były mąż, Michał, nie był ani idealnym partnerem, ani ojcem. W dniu, gdy zostawił mnie z długami i dwójką małych dzieci, obiecałam sobie, że nigdy nie będę zależna od nikogo tak nieodpowiedzialnego. Po rozwodzie udało mi się stanąć na nogi, ale do dziś pamiętam każdy wieczór, gdy czekałam na jego telefon, choć wiedziałam, że nie zadzwoni. Był świetny w tworzeniu pozorów – dla moich rodziców zawsze miał czas i uśmiech, a każda wizyta kończyła się obietnicami, których nigdy nie spełniał.

Nowy początek z kimś, kto jest inny

Potem poznałam Pawła – człowieka ciepłego, uśmiechniętego, zawsze chętnego do pomocy. Pracuje w firmie recyklingowej, dbając o to, by nasze miasto było czystsze, a środowisko mniej obciążone. Mówi, że żadna praca nie hańbi i że swoją lubi, choć nie jest to szczyt marzeń. Mnie nie interesuje, czym zajmuje się zawodowo – liczy się to, jakim jest człowiekiem. Dzieci szybko się do niego przywiązały, a ja widziałam w jego oczach coś, czego Michał nigdy nie miał: szczerość i troskę.

Drwiny rodziny i przykre porównania

Ale nie mogło być zbyt pięknie. Rodzina od razu zaczęła komentować jego pracę. Ciągle słyszę: „Śmieciarz? Naprawdę, Zosia, stać cię na więcej!” albo „Michał to przynajmniej miał porządną pracę!”. Zapominają, że Michał zostawił mnie na lodzie, że przez miesiące nie płacił ani grosza na dzieci. A mimo to, gdy wczoraj zaprosiłam rodziców na kolację, spędziłam cały wieczór na obronie Pawła. „Może dla ciebie to miłość, ale dla nas to po prostu wstyd” – rzuciła moja matka, patrząc na niego z niesmakiem.

Wybuch i punkt kulminacyjny

Nie wytrzymałam. „Czy wy naprawdę wolicie Michała, który nigdy nie wsparł mnie nawet słowem?” – wybuchnęłam, nie dbając już, że dzieci mogą nas słyszeć. Paweł patrzył na mnie ze smutkiem, jakby chciał mnie uspokoić, ale potrzebowałam tego wybuchu. „Przecież Paweł jest lepszym ojcem dla moich dzieci niż Michał kiedykolwiek był!” – mówiłam coraz głośniej. Matka tylko skrzywiła się, a ojciec wzruszył ramionami: „Michał to jednak z naszej klasy, a nie… taki.”

Cała prawda wychodzi na jaw

Paweł odszedł od stołu, a ja pobiegłam za nim. „Nie martw się, ja cię nie zostawię” – powiedział cicho, gdy go przytuliłam. Tego wieczoru rozmawialiśmy do późna, aż wyznał, że jego firma planuje otworzyć nową linię produkcyjną, a on właśnie dostał awans na kierownika projektu. Rodzice nigdy się o tym nie dowiedzieli, bo Paweł z czasem postanowił, że nie będzie próbował zdobywać ich akceptacji. Za to mnie pokazał, że miłość i szacunek nie mają nic wspólnego z prestiżem zawodu. Dzięki niemu zrozumiałam, że szczęście jest ważniejsze od tego, co myśli rodzina.

A wy? Jakbyście postąpili na moim miejscu? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!

error: Content is protected !!